top of page
Zdjęcie autoraMam psa na punkcie kotów

Jak wyglądało nasze dokocenie?

Zaktualizowano: 13 lut

Wprowadzenie nowego członka rodziny nigdy nie jest łatwe i trzeba zadbać o kilka tematów, żeby przebiegło spokojnie i w przyszłości nie wygenerowało nam mniejszych lub większych problemów behawioralnych. Nie wystarczy przynieść nowego kota czy psa, wpuścić go do domu i założyć, że jakoś to będzie. To proces, który może przebiegać różnie - w zależności od temperamentów naszych zwierzaków.



Dla nas to całkiem świeży temat - Coco pojawiła się u nas stosunkowo niedawno. Mieliśmy dużo szczęścia bo nasze „dokocenie” przebiegło zaskakująco szybko i bezproblemowo, ale nadal czujnie obserwujemy stadko i jesteśmy wyczuleni na wszelkie niezgodności.


Co możemy zrobić, żeby ułatwić kociakom - zarówno nowicjuszowi jak i rezydentowi - wprowadzenie do nowego domu?

Przede wszystkim - nie spieszyć się.


Coco została przyniesiona w transporterze, kiedy psa nie było w domu. Wstawiliśmy ją do wydzielonego pomieszczenia i daliśmy czas na oswojenie się z nowymi zapachami i dźwiękami. Osobny pokój był azylem dla mini kota przez kilka pierwszych dni. Coco miała tam zapewnioną osobną kuwetę, miski, zabawki i drapak. W tym czasie koty mogły się zapoznawać przez zasiatkowaną klapkę w drzwiach (mamy taką!), obserwowały się z dystansu bez możliwości bezpośredniej konfrontacji. Po obu stronach drzwi koty miały poustawiane kartony, które pozwalały im się schować podczas obserwacji.


Coco i Mar zapoznały się jeszcze tego samego wieczoru - z inicjatywy Coco, która - jak się okazało - w ogóle nie boi się psów. A Mar w ogóle się nie przejęła nowym członkiem rodziny - „no jeden kot w te czy we wte, co za różnica”. Ta relacja zmieniała się w ciągu kolejnych dni i nadal bacznie ją obserwujemy. Na przykład Coco nie lubi psiego szczekania, natomiast Mar nie do końca akceptuje jak koty urządzają nocne ganianie niewidzialnego wroga.


Coco i Inka spotkały się bez przegrody po raz pierwszy, kiedy obie już nie syczały na swoje zapachy. Pierwsze interakcje były króciutkie, każda kolejna - odrobinę dłuższa. Objawy stresu prezentowała Inka, natomiast Coco chciała ją bardzo uspokoić. Nie było syczenia, pacania, warczenia - nic co mogłoby nas niepokoić. Po tygodniu koty były w stanie razem spędzić kilka godzin i tolerowały swoją obecność. I wtedy Coco bezceremonialnie wpakowała się Ince do legowiska. A Inka liznęła ją po nosie i przekręciła się na drugi bok…




I to był przełom. Kotki od tamtej pory myją się nawzajem, śpią razem wtulone w siebie (i przychodzą do siebie na wzajem, nie zawsze wychodzi to od młodszej), bawią się wspólnie jedną zabawką… bawią się też w gonito o trzeciej nad ranem i wspólnie próbują kraść jedzenie z blatu kuchennego… 😁

My nadal obserwujemy sytuację i interweniujemy, jeśli na przykład kocia zabawa zaczyna robić się zbyt intensywna. Nie zostawiamy też nadal psa i kotów razem, kiedy wychodzimy.


Zastosowaliśmy też kocie feromony a dokładniej Feliway, który od dawna już wspomaga nasze koty w trudnych sytuacjach.

Poszło szybko i bezproblemowo, czy ten stan się utrzyma - czas pokaże :)


Pamiętajcie jednak, że nie każda socjalizacja nowego zwierzaka będzie taka sama. Czasem potrzeba na to więcej czasu - nawet i kilka tygodni. Najważniejsze to stosować metodę małych kroczków: lepiej wolniej niż za szybko!

5 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page