top of page

Wyniki wyszukiwania

Znaleziono 10 elementów dla „”

  • Zabawa z kotem

    Koty to urodzeni myśliwi, dlatego każdy z nich, niezależnie od wieku, musi mieć możliwość zrealizowania łowieckiego instynktu. Kot, który nie ma opcji zabawy może stać się apatyczny, popaść w depresję lub też może stać się nadpobudliwy lub agresywny. Może wtedy próbować zaspakajać swoje potrzeby w sposób przez nas... nieakceptowany. Na przykład atakując nasze nogi czy drapiąc nasze nowe meble. Brak zabawy powoduje nie tylko problemy behawioralne – może też mieć konsekwencje zdrowotne: mało aktywnemu kotu grozi chociażby nadwaga. Zabawa jest ważna - to już wiemy. Jak w takim razie bawić się z naszym zwierzakiem? Przede wszystkim, zabawa z kotem powinna imitować polowanie, które składa się z kilku stałych elementów: obserwacji ofiary, schwytania jej i zjedzenia. W zabawie z kotem najlepiej użyć zabawki, która jest w ruchu, czasem zatrzymuje się, by znów zmienić miejsce. Dobrze sprawdzają się tu wszelkiego rodzaju wędki., ale może też to być kulka papieru na sznurku. Zabawka nie powinna poruszać się monotonnie, bo szybko znudzi naszego zwierzaka. Dodatkowo podczas zabawy można użyć kartonu, w którym zwierzak będzie mógł się zaczaić. Kolejnym etapem zabawy jest ucieczka „ofiary” w chwili, gdy kot rozpocznie swój atak. Pogoń nie może jednak trwać zbyt długo - w naturze wielkie koty czają się długo po to by szybko i skutecznie dopaść ofiarę. Dlatego też pogoń powinna też zakończyć się sukcesem - nasz kot powinien mieć możliwość dopadnięcia swojej zabawki. Następnie należy nagrodzić go posiłkiem - co jest odpowiednikiem zjedzenia ofiary. Dlatego też dobrze jest bawić się z naszym zwierzakiem przed jedzeniem lub po zabawie nagrodzić go smakołykiem. Pamiętajmy, że zabawa nie powinna trwać zbyt długo - nie chcemy nadmiernie zmęczyć i sfrustrować naszego kota. Nie powinno się też pomijać etapów „polowania”, a przede wszystkim nie należy odbierać zwierzakowi satysfakcji związanej ze schwytaniem i zjedzeniem ofiary. Regularna zabawa z kotem to gwarancja dobrego kociego samopoczucia a przy okazji świetna możliwość aby zbudować z nim głęboką więź. Także - wędki w dłoń - i do zabawy!

  • O kocim smaku

    Czy wiecie, że koty posiadają dodatkowy zmysł - chemiczny - odpowiedzialny za odbiór dodatkowych wrażeń smakowo-węchowych? Dzieje się tak za pomocą tzw. narządu Jacobsona. Służy on do odbierania feromonów. Można powiedzieć, że dzięki niemu koty mogą posmakować zapach. Fajnie, prawda? Ale żebyście nie czuli się pokrzywdzeni - koty mają za to bardzo mało kubków smakowych - 20 razy mniej od ludzi. Na skutek ewolucji koty już dawno temu straciły zdolność wyczuwania słodkiego smaku. Rozróżniają one tylko cztery smaki: kwaśny, słony, umami oraz gorzki. Dlatego też u kota to właśnie zmysł węchu odpowiada za stymulowanie apetytu i określenie, czy jedzenie nadaje się do spożycia. To właśnie koci nos, a nie smak, decyduje o tym, czy kot zje dany pokarm. Dlatego też koty domowe są tak wrażliwe na nieświeżą karmę i brudną wodę w miseczce. A czy zdarzyło się wam zaobserwować kota, który zastygł w bezruchu z uniesioną górną wargą, wciągał powietrze przez nos i wydawał się przy tym mocno… zamyślony? To zachowanie zostało określone przez naukowców jako flehming. Ta dziwna mina oznacza, że kot stara się zebrać więcej informacji o zapachu - analizuje go za pomocą narządu Jacobsona! Co ciekawe - ludzie również posiadają narząd Jacobsona, choć jego obecność jest trudno wykrywalna, dodatkowo u różnych osób może być rozwinięty w różnym stopniu. Przypuszcza się, że podobnie jak u zwierząt, bierze on udział w odbieraniu feromonów, jednak jego funkcja u ludzi wciąż pozostaje tajemnicą.

  • Co jest nie tak z kuwetą?

    Najczęstszym problemem, z jakim zmagają się koci opiekunowie, jest chyba załatwianie się zwierzaka poza kuwetą. A na pewno jest to jeden z bardziej uciążliwych problemów… Powodów, dla których kot może preferować załatwianie się w innym miejscu niż wyznaczone przez nas może być wiele. Na co najpierw zwrócić uwagę? ⁃ Jak często sprzątamy kotu kuwetę? Może niezbyt często i kot nam chce na to zwrócić uwagę? ⁃ Może zmieniliśmy żwirek na inny a kot wcale nie uważa, że była to zmiana na lepsze? A może po prostu kot uznał, że mu ten żwirek nie pasuje i warto spróbować dostawić dodatkową kuwetę z innym żwirem? ⁃ Ile mamy kuwet w domu? Standardowo powinniśmy mieć tyle kuwet ile kotów + 1. ⁃ Gdzie stoją kuwety? Może jest tam za głośno, zbyt gwarnie? Może inny kot albo pies przeszkadzają w spokojnym korzystaniu z toalety? Koty lubią korzystać z miejsca odosobnienia… no tak.. osobno… ⁃ Mamy kuwetę odkrytą czy zakrytą? Większość kotów woli odkryte kuwety i mogą mieć problem z kuwetą zakrytą. I absolutnie żadnych klapek w kuwecie! ⁃ Przemyślmy, czy coś się w domu nie wydarzyło? Jakiś koci stresik? Przeprowadzka, nowy lokator? Jeśli nic z powyższych nie wydaje nam się problemem to trzeba udać się do lekarza weterynarii. Może dopadły naszego kitka jakieś problemy zdrowotne, które sprawiają, że kuweta kojarzy mu się z bólem lub jest po prostu mu ciężko do niej wejść? Coco, kiedy się u nas pojawiła, miała epizod siusiania do kwiatów na balkonie… dość szybko to wyłapaliśmy i na szczęście nie zdążyła się przyzwyczaić do wybranej przez siebie ziemnej kuwetki. Szybko zareagowałam blokując kwiatkową ziemię kamieniami i szyszkami, uniemożliwiając kotu grzebanie w doniczce. Ale najważniejsze było znalezienie przyczyny - okazało się, że po prostu Coco nie lubi mieć zbyt dużo żwirku w kuwecie, a my sypaliśmy do pełna, bo Inka jest wytrawnym kuwetowym górnikiem. Teraz mamy dwie kuwety, jedną dla górnika, a drugą dla fanki minimalizmu. I na szczęście to kotom odpowiada a wpadki więcej się nie powtórzyły.

  • O małych pieskach słów kilka

    Słów kilka o małych pieskach… No dobra, nie kilka - dzisiaj będzie wyjątkowo długo. Ale myślę, że warto przeczytać, szczególnie jeśli macie - lub znacie - psy niewielkich rozmiarów! Obserwując psy i ich opiekunów często można zauważyć, że komunikacja między człowiekiem a psem nie zawsze przebiega gładko i naturalnie. Większość problemów behawioralnych, z którymi borykają się opiekunowie, jest wynikiem braku zrozumienia z obu stron, a przecież wzajemne zrozumienie jest podstawą wszelkich relacji. Z jednej strony opiekunowie komunikują psu swoje oczekiwania w sposób, którego pies nie ma możliwości pojąć, z drugiej zaś - nie potrafią odczytywać psich zachowań lub też odczytują je, ale niepoprawnie. W efekcie, ignorowanie sygnałów wysyłanych przez zwierzaki może doprowadzić je do frustracji, agresji lub reaktywności, z którymi właściciele często nie potrafią sobie sami poradzić. Spacerując po mieście możemy zaobserwować wiele przykładów ignorowania psich komunikatów. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku psów ras małych… Ich opiekunowie często ignorują szczekanie, warczenie czy ciągnięcie na smyczy swoich podopiecznych lub - co gorsze – szarpią swoim psiakiem na smyczy, korzystając z przewagi fizycznej. Oczywiście takie sytuacje zdarzają się również i dużym psom, natomiast w przypadku małego pieska człowiekowi dużo łatwiej jest przekroczyć granicę i zlekceważyć emocje zwierzaka. Zachowania reaktywne czy agresywne u niewielkich piesków są często bagatelizowane, ponieważ domyślnie zakłada się, że mały pies nie jest groźny więc i tak nie zrobi nikomu krzywdy. Często przez to małe psy mają przyklejoną łatkę głośnych i hałaśliwych, bez dogłębnej analizy, skąd się bierze takie zachowanie. Ponadto wielu ludzi sądzi, że małe pieski nie mają tak dużych potrzeb jak większe psy: nie muszą chodzić na długie spacery, nie potrzebują węszenia czy tarzania w trawie; często są traktowane niczym zabawki, przebierane w ubranka, uroczo strzyżone i czesane, noszone na rękach, podnoszone przez dzieci, wożone w wózkach, mimo braku problemów zdrowotnych. Uważa się też, że małe pieski, niczym maskotki, zawsze powinny mieć ochotę na zabawę, przytulanie czy głaskanie, nawet przez zupełnie obce osoby. A przecież każdy pies, bez wyjątku, musi mieć zaspokojone różnorodne potrzeby: fizjologiczne (takie jak jedzenie, picie, wypróżnianie, ruch, sen, zabawa, odpoczynek, poczucie bezpieczeństwa) czy też gatunkowe. Oznacza to, że każdy pies potrzebuje do szczęścia eksplorowania terenu, węszenia, zwiedzania otoczenia, zaspokojenia instynktu łowieckiego, kontaktów socjalnych (zarówno z ludźmi jak i z innymi psami), kopania czy tarzania się. Potrzeby małych psów są równie duże jak potrzeby większych psów. Nawet najmniejszy pies ma także potrzebę decydowania o sobie. Poczucie bezpieczeństwa takiego pieska też musi być szanowane. Często niestety tak nie jest, ponieważ im mniejszy piesek tym mniej ludzie się go boją, więc łatwiej pozwalają sobie na przekraczanie jego granic. Głaszczą psa, mimo że on pokazuje, że nie ma na to ochoty. Biorą go na ręce, choć on wolałby akurat wąchać ciekawe zapachy na trawie. Pies, którego granice nieustannie są naruszane a potrzeby nie są regularnie zaspokajane, może być sfrustrowany, co z kolei może wywoływać różnego rodzaju problemy behawioralne. Co można zrobić, aby uniknąć trudnych sytuacji z udziałem małych piesków i ułatwić im funkcjonowanie w naszym społeczeństwie? Traktujmy małego psa tak samo jak traktowalibyśmy psa o wadze 50 kg! Pozwólmy małemu psu nawiązywać znajomości, uczyć się komunikacji z innymi psami, jednocześnie nie wpychajmy go w sytuacje stresujące, tylko dlatego że nasz pies jest mały i nie zrobi nikomu krzywdy. Jeśli chcemy, aby nasz szczeniak był poprawnie zsocjalizowany i w przyszłości nie bał się ludzi, nie pozwalajmy, aby przypadkowo spotkane osoby głaskały go, dotykały i nosiły mimo jego sprzeciwów. Małe psy również potrzebują socjalizacji z innymi psami i ludźmi, ale przeprowadzonej rozsądnie i z głową. Dodatkowo, pamiętając o zaspokajaniu psich potrzeb weźmy małego psa na długi spacer do lasu lub na łąkę, pozwólmy mu swobodnie eksplorować teren, węszyć, pozwiedzać i poznać nowe miejsce. Małym psom, podobnie jak i dużym, warto też zapewnić wyzwania intelektualne podczas zabawy lub podczas treningu. Może to być na przykład wyszukiwanie ukrytych smaczków lub zabawek czy nauka nowych sztuczek. Tego typu aktywności pomogą nam wzmacniać pewność siebie małego psa i sprawić, aby czuł się bardziej komfortowo w swoim otoczeniu. Pamiętajmy, aby traktować małe psy tak samo jak duże. Dbajmy o ich poczucie bezpieczeństwa i szanujmy ich granice.

  • Zostawianie psa pod sklepem

    Marenka przypomina, że nie wolno zostawiać pieska samego pod sklepem, nawet na chwilkę! Powodów jest kilka i każdy - bardzo ważny! Przede wszystkim - nasz psiak może w takiej sytuacji być bardzo zdezorientowany a to wywoła niepotrzebny stres. Poza tym: ⁃ Najzwyczajniej w świecie taki pies może zostać ukradziony, ⁃ Może zaplątać się w smycz i zrobić sobie krzywdę, ⁃ Może uciec, ⁃ Ktoś może zrobić mu krzywdę, specjalnie lub niechcący - otruć, uderzyć, wjechać rowerem, przestraszyć, albo choćby tylko rozdrażnić, ⁃ Inny pies może go zaatakować, ⁃ Nasz pies może z jakiegoś powodu ugryźć kogoś obcego, ⁃ Może się przegrzać w upale lub zamarznąć zimą… Zostawianie piesków pod sklepami jest niestety dość powszechną praktyką i mało kto się przejmuje tym, że można za to dostać mandat! Tak, tak - choć w praktyce rzadko się to zdarza to formalnie za pozostawienie samego psa przed sklepem należy się mandat nawet w wysokości 500 zł. Według prawa psy w miejscach publicznych muszą być zawsze pod opieką osoby sprawującej kontrolę nad psem. Dlatego pamiętajcie - jeśli wybieracie się do sklepu to nie łączcie tego z psim spacerem a pieska w miejscach publicznych miejcie zawsze pod kontrolą.

  • Czy wiecie jak zabezpieczyć swojego zwierzaka na wypadek zagubienia czy ucieczki?

    Najprostszą metodą jest przyczepienie psu do obroży lub szelek adresatki, na której będzie wygrawerowany aktualny numer telefonu opiekuna. Takie dane można też wyhaftować lub wyszyć na obroży - mniejsze jest wtedy ryzyko, że adresatka z numerem urwie się w niewyjaśnionych okolicznościach i nawet tego nie zauważymy. Taka adresatka pozwala znalazcy w prosty i szybki sposób skontaktować się z opiekunem zwierzaka. Bardziej trwałą metodą jest oczywiście zaczipowanie psa lub kota - można to zrobić w każdym gabinecie weterynaryjnym, zazwyczaj odpłatnie, często jednak jest to finansowane przez gminę. Zwierzak takiego czipa na pewno nie zgubi a jego numer można sprawdzić z łatwością w każdym gabinecie, schronisku czy w wielu fundacjach. Ale tu jest pewnie haczyk, o którym nie wszyscy wiedzą - po zaczipowaniu należy wpisać numer czipa, wraz z danymi zwierzaka i opiekuna, do jednej z kilku baz danych. A potem należy pamiętać, aby te dane aktualizować w przypadku zmiany. Najpopularniejszą bazą, z której sama korzystam jest baza Safe-Animal. Dlaczego o tym piszę? Bo moja sąsiadka znalazła wczoraj wieczorem zagubioną suczkę, w kagańcu, kolczatce… i bez adresówki. Poprosiła mnie o pomoc i wspólnie, w środku nocy wybrałyśmy się do gabinetu weterynaryjnego, żeby spróbować zlokalizować właściciela bardzo sympatycznej zguby. Okazało się, że owszem, sunia ma czip, są przypisane do niego dane… ale nieaktualne - numer podany w bazie danych Safe-Animal niestety nie jest już dostępny. Dowiedziałyśmy się, że panna ma na imię Diana, ma 4 lata i tyle… z pomocą sąsiadki udało nam się tymczasowo przenocować sunię (przypadł mi zaszczyt spania z nią w jednym łóżku), niestety nie udało nam się namierzyć samodzielnie właściciela, więc dziś musiałyśmy odwieźć Dianę do poznańskiego schroniska… Mam nadzieję, że opiekun ją tam odnajdzie, że Diana wróci do swojego domu, że pobyt w schronisku nie potrwa zbyt długo i nie wywoła u niej zbyt dużego stresu… Wszystko byłoby prostsze, szybsze i przede wszystkim - mniej stresujące dla suni - gdyby miała ona adresówkę i gdyby dane w bazie Safe-Animal były aktualne…

  • Obroża czy szelki?

    Jesteście team: Obroża czy team: Szelki? Marena zazwyczaj chodzi w obroży, mimo że ja zdecydowanie wolę szelki. Natomiast mój pies ma inne zdanie na ten temat - w szelkach często odmawia spacerowania, ciągle się drapie lub tarza, ewidentnie widać, że spacer w szelkach nie jest dla niej przyjemny. Są jednak sytuacje - jak na przykład wyjazd w góry, kiedy bez dyskusji wybieramy szelki, ze względu na bezpieczeństwo pieski i nasze. Również w aucie (jeśli nie jedzie w transporterze) Marena podróżuje w szelkach przymocowanych do pasa bezpieczeństwa. Obroża ma sporo plusów: zazwyczaj daje nam możliwość większej kontroli nad psem, szybciej też możemy ją założyć. Łatwo można do niej przymocować adresówkę a psiak może mieć ja cały czas na sobie. Jeżeli jednak mamy psa, który nawykowo ciągnie na smyczy to w przypadku obroży może dojść do uszkodzenia krtani, tchawicy, podrażnienia gardła… Najgorsze są sytuacje kiedy pies w obroży nagle się zrywa i dochodzi do szarpnięcia smyczą, co może doprowadzić nawet do urazu kręgosłupa. No i z obroży pies stosunkowo łatwo może się wydostać, szczególnie w stresującej sytuacji… Z tych powodów właśnie wolałabym, żeby Marena częściej jednak nosiła szelki. Szelki znacznie zmniejszają ryzyko urazu kręgosłupa u psa, oczywiście pod warunkiem, że są odpowiednio dobrane. Niedostosowane do zwierzaka szelki mogą mieć wpływ na swobodę ruchu lub nawet utrudniać poruszanie się. Dlatego najczęściej polecanymi przez fizjoterapeutów szelkami są te typu guard - w takim modelu kręgosłup jest najmniej obciążony a łapki nie mają żadnych ograniczeń. Na rynku dostępne są też szelki typu norweskiego, jednak niestety często powodują one ograniczenie zakresu ruchu w przednich łapach, dlatego zazwyczaj nie są one rekomendowane. Szelki oczywiście mają też minusy. Psy, które lubią ciągnąć na smyczy, w szelkach mogą to robić jeszcze mocniej. Do tego często trudno się je zakłada, szczególnie jeśli nasz model jest wkładany przez głowę - nie wszystkie psy to lubią i akceptują. Jak widać oba te akcesoria mają swoje plusy i minusy, najważniejsze natomiast jest to, żeby były dobrze dopasowane, zarówno pod kątem rozmiaru jak i szerokości pasków czy wielkości zapięć, i bezpieczne dla zwierzaka. A w czym spacerują Wasze psiaki?

  • Syndrom głodu

    Kiedy tylko otwieram lodówkę Coco przybiega do kuchni i wskakuje na blat. Otwieram puszkę z jedzeniem a kota już wsadza do niej nosek. Próbuje wyjadać karmę zanim jeszcze włożę ją do miseczki. Zjada swoją porcję błyskawicznie, połykając jak najszybciej, a potem biegnie zobaczyć czy Inka czegoś nie zostawiła. A oprócz tego kradnie na potęgę nasze jedzenie - nie ważne czy jest dla niej jadalne czy nie. Wsadza głowę do garnka z gorącą zupą. Wyciąga słodycze z zamkniętej (sic!) szafki. Kradnie chleb z chlebaka. Próbuje grzebać w koszu na śmieci i wyjadać resztki. Próbuje przeżuwać folię po szynce, papier po serze - wszystko co kojarzy jej się z jedzeniem… Mogłabym tak wymieniać jeszcze dłużej. To wszystko NIE znaczy, że Coco jest niewychowanym kotem albo, że my nie umiemy jej nauczyć dobrych manier. To znaczy, że Coco jako malutki kociak musiała przeżyć okres takiego głodu, że zostawiło to ślad w jej psychice. I cierpi teraz na zaburzenie nazywane „syndromem głodu”. Ona, przez swoje doświadczenia, traktuje każdy posiłek jakby miał być jej ostatnim, bo jeszcze nie wierzy, że jedzenie będzie się pojawiało regularnie. Jak sobie z tym radzić? Po pierwsze - rutyna! Kot z syndromem głodu powinien dostawać mniejsze porcje, częściej i o tych samych porach. Idealnie byłoby karmić takiego kota 4-6 razy dziennie. Po drugie - zarządzanie środowiskiem - pilnujemy, żeby kot nie zjadł niejadalnego. Cóż - nic tak nie uczy porządku jak kot z tendencją do pożerania rzeczy… Po trzecie - dajmy kotu zjeść w spokoju i samotności - tak żeby nie musiał się ścigać z drugim kotem czy psem… Jeśli mamy więcej zwierzaków to może warto karmić je w osobnych pomieszczeniach? A przede wszystkim - dajmy czas. Kicia będzie potrzebowała tygodni lub nawet miesięcy, żeby zrozumieć, że głód już nie wróci…

  • Jak wyglądało nasze dokocenie?

    Wprowadzenie nowego członka rodziny nigdy nie jest łatwe i trzeba zadbać o kilka tematów, żeby przebiegło spokojnie i w przyszłości nie wygenerowało nam mniejszych lub większych problemów behawioralnych. Nie wystarczy przynieść nowego kota czy psa, wpuścić go do domu i założyć, że jakoś to będzie. To proces, który może przebiegać różnie - w zależności od temperamentów naszych zwierzaków. Dla nas to całkiem świeży temat - Coco pojawiła się u nas stosunkowo niedawno. Mieliśmy dużo szczęścia bo nasze „dokocenie” przebiegło zaskakująco szybko i bezproblemowo, ale nadal czujnie obserwujemy stadko i jesteśmy wyczuleni na wszelkie niezgodności. Co możemy zrobić, żeby ułatwić kociakom - zarówno nowicjuszowi jak i rezydentowi - wprowadzenie do nowego domu? Przede wszystkim - nie spieszyć się. Coco została przyniesiona w transporterze, kiedy psa nie było w domu. Wstawiliśmy ją do wydzielonego pomieszczenia i daliśmy czas na oswojenie się z nowymi zapachami i dźwiękami. Osobny pokój był azylem dla mini kota przez kilka pierwszych dni. Coco miała tam zapewnioną osobną kuwetę, miski, zabawki i drapak. W tym czasie koty mogły się zapoznawać przez zasiatkowaną klapkę w drzwiach (mamy taką!), obserwowały się z dystansu bez możliwości bezpośredniej konfrontacji. Po obu stronach drzwi koty miały poustawiane kartony, które pozwalały im się schować podczas obserwacji. Coco i Mar zapoznały się jeszcze tego samego wieczoru - z inicjatywy Coco, która - jak się okazało - w ogóle nie boi się psów. A Mar w ogóle się nie przejęła nowym członkiem rodziny - „no jeden kot w te czy we wte, co za różnica”. Ta relacja zmieniała się w ciągu kolejnych dni i nadal bacznie ją obserwujemy. Na przykład Coco nie lubi psiego szczekania, natomiast Mar nie do końca akceptuje jak koty urządzają nocne ganianie niewidzialnego wroga. Coco i Inka spotkały się bez przegrody po raz pierwszy, kiedy obie już nie syczały na swoje zapachy. Pierwsze interakcje były króciutkie, każda kolejna - odrobinę dłuższa. Objawy stresu prezentowała Inka, natomiast Coco chciała ją bardzo uspokoić. Nie było syczenia, pacania, warczenia - nic co mogłoby nas niepokoić. Po tygodniu koty były w stanie razem spędzić kilka godzin i tolerowały swoją obecność. I wtedy Coco bezceremonialnie wpakowała się Ince do legowiska. A Inka liznęła ją po nosie i przekręciła się na drugi bok… I to był przełom. Kotki od tamtej pory myją się nawzajem, śpią razem wtulone w siebie (i przychodzą do siebie na wzajem, nie zawsze wychodzi to od młodszej), bawią się wspólnie jedną zabawką… bawią się też w gonito o trzeciej nad ranem i wspólnie próbują kraść jedzenie z blatu kuchennego… 😁 My nadal obserwujemy sytuację i interweniujemy, jeśli na przykład kocia zabawa zaczyna robić się zbyt intensywna. Nie zostawiamy też nadal psa i kotów razem, kiedy wychodzimy. Zastosowaliśmy też kocie feromony a dokładniej Feliway, który od dawna już wspomaga nasze koty w trudnych sytuacjach. Poszło szybko i bezproblemowo, czy ten stan się utrzyma - czas pokaże :) Pamiętajcie jednak, że nie każda socjalizacja nowego zwierzaka będzie taka sama. Czasem potrzeba na to więcej czasu - nawet i kilka tygodni. Najważniejsze to stosować metodę małych kroczków: lepiej wolniej niż za szybko!

  • Sylwester już niedługo

    Lato minęło, co oznacza, że koniec roku zbliża się nieubłaganie. A wraz z nim - Sylwester. Tak, tak, wiem, jeszcze dużo czasu, ale to właśnie teraz jest najlepszy moment, żeby zacząć pracować z waszymi psami nad sylwestrowymi lękami! Taki trening może potrwać kilka tygodni, więc warto nie zostawiać go na sam koniec roku, ale rozpocząć odpowiednio wcześniej. Może dzięki temu sylwestrowy wieczór uda nam się spędzić bez stresu o naszego psiaka. To co trzeba zrobić? Głównym źródłem stresu dla naszego zwierzaka są dźwięki, trzeba go w takim razie odwrażliwić. Możemy poszukać w Internecie nagrania huku petard i puścić w domu na głośniku, ale na początku bardzo cichutko, ledwie słyszalnie. Przy tych dźwiękach bawimy się z psem, trenujemy i nagradzamy smaczkami. Jeśli pies nie reaguje na dźwięki - super! Przy kolejnych sesjach treningowych można powolutku i stopniowo zwiększać głośność nagrania. Ale robimy to bardzo powoli, tak żeby nasz zwierzak nie zareagował lękiem. Można też użyć do tego celu np. balona czy pudełka: leciutko stukamy palcem w nasz przedmiot i dajemy psu smaczka. Jeśli nie reaguje lękiem - powtarzamy. I z czasem powoli zwiększamy natężenie dźwięku, cały czas obserwując zwierzaka. No i pamiętajcie, że psa można też wesprzeć farmakologicznie. Zapytajcie Waszego lekarza weterynariiee o odpowiedni środek, który można będzie podać Waszemu zwierzakowi i pomoże mu przetrwać trudny czas. Co ważne - takie leki często zaczyna się podawać z dużym wyprzedzeniem, dlatego piszę o tym już teraz!

bottom of page